poniedziałek, 18 maja 2009

Antonina Kozłowska "Czerwony rower"


Spojrzałam na szerokie plecy mojego męża, tak bliskiego mi, a tak dalekiego. Tak jak już tyle razy wcześniej uderzyło mnie spostrzeżenie, że to właśnie jest miłość - patrzenie, jak ktoś najbliższy przebiera się w dres, sika, jak zasypia przed telewizorem... Tak to po prostu wygląda i nie ma nic więcej. To wszystko, co możemy dostać od losu: szczęk klucza w drzwiach wejściowych codziennie o tej samej porze i dotyk owłosionej łydki w nocy, okulary złożone na szafce przy łóżku i kubek parującej herbaty. Tak wygląda miłość i małżeństwo, kiedy ślubne ubrania są już o dwa rozmiary za małe, a w mózgu oksytocyna zajmuje dopaminę.

Dzieci są jak pisanie - jeśli je masz, ci, którzy nie mają, zazdroszczą ci i podziwiają, jak gdyby nie byłą to najprostsza, biologiczna ludzka zdolność, urodzić młode i zadbać, żeby dożyły dorosłości. Jeśli je masz, czujesz się jak wyrobnik i nie rozumiesz, dlaczego bezdzietna część ludzkości zazdrości ci najbardziej niewdzięcznej, wyczerpującej, syzyfowej pracy, jaką można wykonywać.

Wydawnictwo Otwarte
Kraków 2009

Brak komentarzy: